Ile razy słyszałem słowa uznania dla chrześcijaństwa od niechrześcijan: "Jestem osobą niewierzącą w Boga, niemniej jednak chylę czoła i wyrażam swój szacunek do postawy pana Grzegorza." – Komentarz spod filmu "Ja pustelnik".
Dwojako ten szacunek można zinterpretować: albo przychylnie, albo nieprzychylnie. W wersji nieprzychylnej chrześcijanin jest jakby małpą w cyrku, która robi ciekawe sztuczki, wyuczona przez trenera. Widz wie, że jest to tylko cyrk, więc nie bierze tego zbyt na poważnie, ale docenia to jako miły spektakl, pożyteczny idiotyzm. Ten typ w sposób oczywisty można określić jako pogardliwy i nie zastanawiać się zbytnio nad jego ignorancją. Natomiast ciekawszy jest ten typ, który w sposób przychylny i szczery czuje podziw, jakiś zachwyt, widząc dobre owoce chrześcijaństwa.
Przypominają mi one ateizm i agnostycyzm. I ten agnozujący typ posiada zasadniczy problem, który dotyka również agnostycyzmu – jest to pozycja intelektualna, która jednak w praktyce nie może zostać zachowana. Życie zmusza nas, abyśmy opowiedzieli się po jakiejś stronie. Nie można wybrać czegoś pomiędzy miłością Boga a nienawiścią. Ostatecznie, w eschatologicznym przecięciu, istnieją tylko dwie drogi: prawda i fałsz, byt i niebyt. Albo ktoś miłuje Boga i zachowuje Jego przykazania (J 14:23), albo Go odrzuca.
W tym kontekście wzywam wszystkich typu agnozującego do konsekwencji i wyboru, do zmierzenia się z praktycznymi konsekwencjami swoich poglądów.
Nie chcę, abyście nas szanowali. Albo nas nienawidźcie, albo bądźcie jak my.
Jeśli Jezus nie jest Bogiem, to nie ma powodu do szacunku dla naszych cierpień z Nim złączonych, dla zmarnowanego czasu na modlitwie, na postach i zgłębianiu wiary, czytaniu książek i rozmowach. Wszystko to okazuje się szaleńczym amokiem, ostatecznym zakłamaniem w pogoni za sensem, którego nie ma.
Jeśli zaś Jezus jest Bogiem, to wasz szacunek jest tym bardziej nieuzasadniony, bo wtedy wiara nie domaga się szanowania, ale wypełniania; nie podziwu dla starców pustyni, ale ich naśladowania.
Tu szacunek przybiera oblicze pychy, która z piedestału swojego poznania jest w stanie ocenić, jakie elementy w są w Chrześcijaństwie dobre, a jakie nie, ignorując to, że chrześcijaństwo to nie zbiór niepowiązanych zdań, ale ich system, w którym, jeśli odrzuca się jeden filar, to upada cała podpora prawdy (1 Tym 3:15), i okazujemy się fałszywymi świadkami (1 Kor 15:15).
Chrystusa, jak i samego chrześcijaństwa, nie można jedynie szanować. Jezus to nie jedynie dobry nauczyciel moralności, od którego można się czegoś dobrego nauczyć. Roszczenia Jezusa są o wiele poważniejsze. On nie daje, aby Go ktoś tylko szanował. On wymaga, aby Go kochać, bo jest miłością, bo jest prawdą, bo jest życiem, bo kto nie zna Go, nie zna i Ojca (J 14:6), i tylko w Nim jest zbawienie (Dz 4,12). To samo roszczenie przejmuje samo chrześcijaństwo.
"Wielki człowiek wie
jednak, że nie jest Bogiem, a im jest większy, tym lepiej to wie. Oto
paradoks: wszystko, co najnormalniej w świecie zbliża się do tego
apogeum, najnormalniej w świecie się od niego oddala. Sokrates,
najmądrzejszy z ludzi, wie, że nic nie wie. Szaleniec może uważać się za
wszechwiedzącego, a głupiec może mówić tak, jakby był wszechwiedzący
Chrystus jednak musi być wszechwiedzący w innym sensie, skoro nie tylko
wie, ale także wie, że wie." - Wiekuisty człowiek G.K. Chesterton